zwierzę spuścić z łańcucha i odpędzić, by nie potrzebował więcej słuchać. Zeszedł na dół, otworzył drzwi i wyszedł na dwór.
Śnieg ciągle jeszcze padał. Wszystko było białe. Tylko ściany budynków folwarcznych wydawały się czarnemí plamamí. Chłop wszedł do budki psa i zobaczył, jak pies w strachu urywał się z łańcucha. Spuścił go, a pies w tejże chwili uczynił ogromny skok i stanął nagle z wyciągniętemi uszami i nastroszonym włosem około gnoju, nosem do niego zwrócony.
Święty Antoni drżał na całem ciele i wyjąkał:
— Co tam takiego widzisz ty przeklęty bydlaku!
Postąpił kilka kroków naprzód i usiłował przebić wzrokiem nieprzeniknioną ciemnię folwarku.
I oto ujrzał postać, postać męską siedzącą na kupie gnoju.
Utkwił w niej wzrok przerażony, szukając oddechu. Nagle spostrzegł obok siebie rękojeść wideł, które wbił do ziemi. Wyrwał je i w nagłym porywie strachu, tego strachu, który często największych tchórzów skłania do zuchwałych czynów, wypadł naprzód, aby zobaczyć.
Był to jego żołnierz, od góry do dołu owalany nieczystością. Wykopał się ze swego gnojowego legowiska, które go rozgrzało i przywróciło do życia. Odruchowo usiadł i został
Strona:PL G de Maupassant Widma wojny.djvu/124
Wygląd
Ta strona została przepisana.